poniedziałek, 28 października 2019

JAK ZROBIŁAM MATĘ WĘCHOWĄ DLA SZCZENIAKA - DIY ZA 8.20 ZŁ

Pewnie większość psiarzy już wie co to mata węchowa gdyż okazało się, że zabawka jest bardzo popularna. Ja dowiedziałam się o niej stosunkowo nie dawno, ale od razu wiedziałam, że będę chciała ją zrobić sama. Nie tylko z oszczędności, ale przede wszystkim dla własnej satysfakcji.

Dla tych, którzy nie wiedzą co to mata węchowa i nie wiedzą do czego służy już śpieszę z krótkim wyjaśnieniem.

Czym jest mata węchowa i do czego ona właściwie służy ?

Tak więc jest to zabawka zrobiona z maty przewiązanej różnego rodzaju skrawkami materiału. W sklepach najczęściej jest to cienka gąbka lub polar. Wśród tych skrawków chowamy psiakowi smaczki, a on ma za zadanie wywęszyć i znaleźć je wszystkie. Nagrodą oczywiście jest to, co psiaki lubią najbardziej czyli pałaszowanie. Mogą to być różnego rodzaju ulubione przekąski Twojego psa. Ważne żeby były małe i łatwe do ukrycia. Nie polecam wrzucać tam mokrej karmy, która wybrudzi nam matę, będzie trudna do wyciągnięcia dla psa i więcej będzie z tym zachodu i nieszczęścia niż zabawy.

Czy warto? 

Niektórym może się wydawać, że taka mata to banał i właściwie po co ona jest mojemu psu potrzebna. Psiak jak każde zwierze ma wrodzone instynkty. Czy to jest York, czy Owczarek niemiecki, każdy z nich ma potrzebę węszenia. Nie trudno zauważyć, że pies wsadzi nos wszędzie. Dzięki takiej macie stymulujemy rozwój umysłowy psa, wzmacniamy jego poczucie własnej wartości, dajemy mu zadanie do wykonania. On sam musi wymyślić sposób, jak najlepiej ma się z tym uporać. Niektórzy boją się pobudzania psa zabawami w różne bodźce tylko dlatego,  że myślą iż w konsekwencji będą mieli pobudzonego psijaciela, który non stop będzie wymagał coraz to nowszych wrażeń. A w rzeczywistości marzył im się psiak tzw. "na kolanka", który oprócz zwykłych zabaw piłką i kilkudziesięcio minutowego spaceru na około bloku nie będzie wymagał nic więcej. Nic bardziej mylnego. Pies podczas pracy nosem i wykonywania różnych zadań umysłowych potrafi się mocniej zmęczyć niż podczas okrążania kilkakrotnie bloku na smyczy. A z Twojej strony kosztuje to tylko tyle czasu, ile zajmuje Ci ukrycie smaków w macie dla psa. Im większa powierzchnia i różnorodne smaki tym bardziej psiak się musi napracować. W dodatku da się ją wykonać niewielkim nakładem pracy i pieniędzy. Dodam, że moja Tori dzięki zabawie matą nauczyła się komendy "szukaj" i teraz nie tylko szuka smaków w macie, ale w różnych miejscach, w których są ukryte. Dzięki temu zdarza się, że znajdzie smaki o których sama zapomniałam, a miałam je na przykład ukryte w kieszeni spodni.

Nie będę się powtarzać i przytaczać wszystkich plusów posiadania takiej maty, ponieważ Internet zasypany jest informacjami po brzegi od profesjonalistów. Jako, że sprawdziłam efekty jakie przynosi ta zabawa i serdecznie ją polecam, nie przedłużam i przechodzę do opisu.

 Jak zrobiłam swoją matę DIY ? 

Przedmioty niezbędne do wykonania maty to :
  • skrawki materiału : może to być stary koc, polar, cieniutka gąbka, tutaj wyobraźnia zależy od Ciebie; ja wykorzystałam do swojej maty mop zakupiony w białostockim chińczyku, który kosztował 3 zł za sztukę
  • nożyczki 
  • podstawa: na Internecie widziałam mnóstwo mat wykonanych z wycieraczki z dziurkami jednak ja nie znalazłam takiej w swojej okolicy, a zależało mi na czasie, ponieważ niestety jestem w gorącej wodzie kąpana ;), tutaj również wyobraźnia zależy od Was i od zaopatrzenia sklepów w Waszej okolicy, poniżej na zdjęciach pokażę z czego wykonana jest moja mata i wbrew pozorom mimo, że na początku "podkładka" wyglądała marnie, po przewiązaniu jej kawałkami mopa wyszło całkiem solidnie i co najważniejsze kosztowała jedyne 2,20 zł
TAKI ZESTAW KOSZTOWAŁ MNIE TYLKO 8,20 ZŁ
Powycinałam nożyczkami skrawki materiału z mopa. Każdy paseczek dodatkowo przecięłam na pół. Wykorzystałam do maty półtorej mopa, na upartego mogłam użyć jednego, ale oglądałam w trakcie jakiś program i się lekko zagalopowałam. Plastik, który został po mopie z lekko wystającymi kawałkami oddałam do zabawy dla Tori. Widoczne na podkładce kółeczka przewiązałam na gęsto skrawkami materiału i voilà - gotowe :)

Tori zawsze wie co ją czeka jak wyciągam matę i muszę ją wyprowadzać do innego pomieszczenia, bo nie daje mi w spokoju włożyć smaków. Jak już wszystkie znajdzie chowam matę, żeby nie traktowała jej jak zabawkę do gryzienia i nie zrobiła sobie krzywdy zjadając przez przypadek skrawki materiału. Nie polecam uczyć psiaka, że mata węchowa to również zabawka do gryzienia. Służy to tylko i wyłącznie w jednym celu i Wasz psiak musi to zrozumieć. Zabierając matę można powiedzieć komendę "koniec", która w przyszłości może Wam się przydać, jeżeli będziecie chcieli nauczyć pieska, że słowo "koniec" wiążę się z czymś co aktualnie ma mieć swoje zakończenie np. zabawa. Pozwólmy psiakowi znaleźć smaki samemu, powęszyć i trochę pokombinować. Na początku zanim piesek zrozumie tę zabawę może nie odnaleźć wszystkich smaków, ale nie pomagajmy mu, aby nie odebrać zabawy i frajdy zwierzakowi. Jeżeli zniechęci się i odpuści dalsze poszukiwania lepiej przerwać zabawę i rozpocząć ją innym razem. Metodą małych kroków pies sam odnajdzie w tym ogromną frajdę i po jakimś czasie będzie merdał ogonem na sam widok wyciąganej maty. Jeżeli karmicie szczeniaka karmą możecie spróbować podawać psu porcję jedzenia w taki sposób, a szczeniak na pewno odwdzięczy się tym, że będzie bardziej zrównoważony i spokojny. Większą frajdą jest dla psa zdobywanie jedzenia niż zjadanie go z nudnej miski.


Jakie są Wasze wrażenia z korzystania z maty i czy zauważyliście jakieś korzyści z tym związane jeżeli chodzi o życie codzienne lub wychowanie psiaka ? Z chęcią się dowiem i poczytam Wasze opinie. Pozdrawiam jak zawsze ciepło pomimo jesiennej i ponurej już - pogody za oknem.

poniedziałek, 14 października 2019

Tori jest już z nami 2 tygodnie!

Jak ten czas szybko leci... niedawno mieliśmy w domu małą, nieśmiałą kuleczkę, a dziś mijają już 2 tygodnie od przybycia Tori do naszego domu. I już prawie zapomnieliśmy, że była takim słodkim, grzecznym malcem.


DRUGI DZIEŃ - JAK TE PSY SZYBKO ROSNĄ, JUŻ NIE JEST TAKA MALUTKA :)

Pomimo paru drobnych problemów pies zaskoczył nas niesamowicie pozytywnie. Pierwszego dnia przywieźliśmy ją po południu. Weszła do domu bardzo nieśmiało, pobiegła od razu pod balkon i zaczęła skomleć. Chwilę później zachęciłam ją do zabawy, pozwoliłam obwąchać jej całe mieszkanie, ale na początku i tak pokochała tylko salon :) był dla niej toaletą, bawialnią i sypialnią. I my jakoś wyjątkowo polubiliśmy przebywać w salonie przez te pierwsze dni ;) W dzień nie chcieliśmy jej zmuszać do spania na legowisku, ale wieczorem kiedy oboje kładliśmy się spać zawołaliśmy suczkę i pokazaliśmy jej posłanie. Całe szczęście długo nie musieliśmy jej przekonywać. Na drugi dzień już sama wiedziała gdzie ma iść. Staramy się nie robić nic na siłę, zachęcać ją wołaniem. Tak jak w przypadku legowiska na nic by się zdało położenie jej tam przeze mnie lub przez Piotrka, bo pies zupełnie by nie zrozumiał o co nam chodzi, albo mógłby się nawet wystraszyć.




 TAK SŁODKO SOBIE ŚPIĘ 

W nocy obudziła mnie tylko dwa razy o 3 i o 6. Nie skomlała, nie prosiła aby wejść na łóżko jakoś specjalnie natarczywie. Kiedy widziała, że nie reagujemy i nie może wejść do nas, szybko rezygnowała i szła do siebie na legowisko. Natomiast Piotrek był tak przejęty przybyciem szczeniaka, że sam nie spał całą noc i mówił, że często się budziła, szła do kuchni i z powrotem do spania. Także mimo iż byłam przygotowana na nocne skomlenie i pobudki nic takiego się nie stało. Tori pięknie zniosła rozłąkę z matką i z rodzeństwem. W ciągu pierwszych kilku dni coraz śmielej zaglądała do każdego pomieszczenia w mieszkaniu i coraz chętniej opuszczała już salon. A dziś chyba czuje się świetnie, a na pewno szczęśliwie, bo gdzie się nie znajdzie zawsze ma co gryźć. Gdyby pozostała jednak w tym salonie to za dużo szczęścia by ją ominęło ;) 

Bardzo dużo rzeczy pochowaliśmy, ale okazało się, że Tori włoży do pyska wszystko. Dosłownie wszystko to, co Wam nawet nie przyjdzie do głowy. Taka jest natura pieska i trzeba się z tym pogodzić, a to co najcenniejsze i to co możliwe schować na długie tygodnie zanim psiak wyrośnie z gryzienia. Pisząc wyrośnie robię to celowo, ponieważ możemy oduczyć gryzienia w pewnym stopniu, ale nie oduczymy psa całkowicie nie gryźć, ponieważ leży to w jego naturze. Całkiem pocieszające jest to, że Tori raczej nie ma popędów niszczarki, bardziej podgryza coś niż gryzie w celu całkowitego zniszczenia. Tak jest w przypadku mebli, dywanów, podłogi, szuflad, łóżka, ukradzionych skarpetek, ściągniętego koca z łóżka, ściągniętej bluzy z fotela itd. Tori jeszcze nie zostawała na dłużej niż 15 minut sama w domu, więc jak na razie nie mamy zbyt wielkich strat. No może oprócz Piotrka klapków, ale jak sam stwierdził "da się jeszcze nosić", tak więc potraktujmy to jako nieznaczącą stratę. Do butów i kapci ma szczególną słabość. Ale ja tam się cieszę, w końcu nie zaczepiam się o rzędy butów w przedpokoju. Także jest super :)

Tori jest bardzo mądrym psem, umie już siad, reaguje na imię, przychodzi kiedy mówię komendę "chodź do mnie", czeka grzecznie na miskę, nie podjada i nie połyka niepożądanych rzeczy. Pięknie bawi się w zabawy węchowe po których mam sporo sprzątania, ale radość z oglądania jak znajduje smaki w gazecie rekompensuje mi to całkowicie. Nie ciągnie na smyczy, nie szarpie, chętnie bawi się w "chowanego" na podwórku. Przyznam też, że od czasu do czasu bierzemy ją na łóżko, ale w momencie kiedy piszczy i sama prosi nie wnosimy jej. Tori szybko odpuszcza nie jest upartym psem i to mnie bardzo cieszy. Świetnie też zachowuje się na podwórku, ale niestety na razie nie jest nauczona czystości ze względu na kwarantannę, o której jeszcze na pewno napiszę posta. 

 
 AHH JAK TU MIŁO I PRZYTULNIE


Najbardziej aktywna jest rano i do godziny 15, później psiak się wycisza i większość dnia przesypia. Pozwalamy jej bawić się samej, żeby była niezależna, ale dbamy na co dzień żeby była do nas mimo wszystko przywiązana. Widać po niej, że świetnie się u nas zaaklimatyzowała, akceptuje nas i dobrze się z nami czuje, ale jak to mówią nigdy nie ma w życiu kolorowo. Tak, więc koniec tego słodzenia. Nadchodzi moment kiedy muszę się trochę pożalić. Tori mimo tego, że jak na szczeniaka nie sprawia zbyt wielu problemów wychowawczych postanowiła uwziąć się na moje stopy. Na nic komendy "zostaw", "nie", "nie wolno". Piotrka słucha w tej kwestii. Wystarczy, że raz, maksymalnie dwa razy powie jej, że nie można i rezygnuje. Natomiast moje stopy tak sobie umiłowała, że często w spokoju rano nie mogę przejść z pomieszczenia do pomieszczenia, ponieważ następuje atak. Izolacja nic nie daje, bo biegnie za tymi stopami i boleśnie gryzie. Jak to szczeniak. Tak, jak już pisałam w poście "pierwsze starcie z gryzieniem" zmieniłam kapcie, ale to pomogło nam tylko na kilka dni. Na razie nie mam pomysłu jak wyeliminować ten problem i co rano przeżywam frustrację... Co dziwne są dni kiedy odpuszcza, ale są też takie, że im bardziej jej zabraniam tym bardziej się "rozkręca". Najgorsze jest to, że ząbki są tak ostre, że nie mogę przeczekać aż zostawi stopy i nagradzać ją kiedy przestanie, ponieważ często tak boli, że reaguje prawie od razu. Próbuję ją też przekierować na zabawkę, ale nie zawsze ją mam pod ręką. Także w tym wypadku mam dość ciężki orzech do zgryzienia, ale nie odpuszczę i w końcu wymyślę na tą wredotę jakiś sposób. Jak na razie pozostaje mi patrzeć jak słucha Piotrka w tej kwestii i zazdrościć mu nie naruszonych stóp i spokojnego poruszania się z rana po domu. Późnym popołudniem już odpuszcza i słucha się na tyle, że znowu jej wybaczam aż do następnego poranka... 


SWOJĄ DROGĄ... WIDZIELIŚCIE KIEDYŚ PSA PRIMA BALERINĘ ? ;) 


Pozdrawiam ciepło, Klaudia.

środa, 9 października 2019

TO JAKIŚ HORROR !

W tym momencie chciałabym mieć zdolności pisarskie jak Stephen King, ale niestety ... to tylko ja - Klaudia :)


Dzień jak co dzień... opiekujemy się psiakiem na zmianę, mijamy z Piotrkiem codziennie. On wraca z pracy, ja wychodzę. I tak w kółko. To chyba był jeszcze któryś z wieczorów, kiedy to byłam na "macierzyńskim". Tak więc nadchodzi wieczór, Tori jak co noc o 23 wpada w wir zabawy i szaleństw. Idzie jeść, siku i po cichutku na swoje posłanie. Tej nocy wyjątkowo szybko i bez swojej szalonej "głupawki" poszła spać. Z Piotrem leżymy sobie w łóżku wymieniamy się opowiastkami o tym, co się działo ze szczeniakiem w ciągu dnia ( mam wrażenie, że o niczym innym ostatnio nie rozmawiamy), śmiejemy się, żartujemy, chwalimy sobie jak szybko i grzecznie nasza kochana sunia poszła spać, rozczulamy się, rozwodzimy...
Kiedy nagle zaczyna grać telewizor! Scena jak z horroru! oboje ( o dziwo, bo Piotrek jest odważny w takich kwestiach) podnieśliśmy się jak najszybciej z łóżka w ogromnym szoku...  z niedowierzaniem. Dodam , że tak nas to wystraszyło, ponieważ telewizor wisi na przeciwko naszego łóżka. 

I co się okazało... podczas naszej kilkuminutowej rozmowy Tori zdążyła ściągnąć z pufy spodenki Piotrka, na których leżał pilot, zaciągnąć na przeciwko łóżka, jakimś cudem włączyć telewizor trzymając w pysku pilot skierowany w jego stronę i w ciągu ułamka sekundy położyć się jakby nigdy nic spać... do dziś mam ciarki i uważam, że ten pies ma nadprzyrodzone moce. To nierealne ! Na początku mieliśmy tak, że nawet najmniejszy jej ruch słyszeliśmy, a teraz nic. 

Dobra dawka strachu i śmiechu w jednym, bo jak w końcu do nas dotarło co tu się odjaniepawliło to była kupa śmiechu ;) 



WZYWAĆ EGZORCYSTĘ CZY JESZCZE ZACZEKAĆ ?


Tori "AŁA" czyli pierwsze starcie z gryzieniem

Każdy, kto bierze małego pieska do domu musi mieć świadomość, że wiąże się to z ciągłym gryzieniem i podgryzaniem. Przynajmniej przez pierwszy okres. Nie tylko przedmiotów w domu, ale również co gorsza naszych rąk i nóg. Dla nas to duży dyskomfort, a dla szczeniaka ogromna radość. Dla małego pieska to naturalny element poznawania świata. Czy nam się to podoba czy nie tak po prostu jest. I musimy się z tym zmierzyć. Należy wiedzieć, że pieskowi nie chodzi o dominację nad nami. W euforii, radości i chęci poznawania różnych faktur i przedmiotów, w tym naszych części ubioru i ciała może się zdarzyć, że szczeniak nieco przesadzi. Piesek nie ma świadomości, że w swoim pysku ma całkiem pokaźną liczbę dosyć nieprzyjemnych i bolesnych igiełek, które łatwo wbijają się w naszą delikatną skórę. To nie jest człowiek i nie rozumie, że misio czy sznurek o wiele lepiej znosi kontakt ze słodkim z pozoru i pełnym szczenięcego szaleństwa pyszczkiem. Po za tym ileż można gryźć te zabawki jak wokół jest tyle ciekawych rzeczy do żucia i podgryzania :)

NIE ŁUDŹCIE SIĘ, ŻE TAK SOBIE GRZECZNIE I DŁUGO TUTAJ SIEDZIAŁAM
CHWILĘ PÓŹNIEJ POSTANOWIŁAM NIECO PRZEARANŻOWAĆ TO NUDNE MIESZKANIE I PRZENIEŚĆ DYWANIK DO SALONU; DYWAN NA DYWANIE TO JEST TO !!! A NIE JAKIEŚ NUDNE LUDZKIE SCHEMATY...EHH TE CZŁOWIEKI NA NICZYM SIĘ NIE ZNAJĄ ;)

Tori przez pierwsze dwa dni była przeeeesłodziakiem. Przez chwilę "odpłynęłam" i zapomniałam, że za chwilę jak się do nas przyzwyczai i oswoi będzie inaczej. Szybko sprowadziła mnie na ziemię 3 dnia, kiedy od rana atakowała moje stopy. Nie ukrywam bolało, nie raz człowiek pierwsze co myślał to żeby ją złoić. W szczególności kiedy za nic nie dało jej się odgonić od stóp. Im intensywniej odganiana tym chętniej i mocniej gryzła. Ale co to da? Zrozumie, że nie można ? Nie zrozumie tylko straci zaufanie, które ciężko mi później będzie odbudować. Nie mam zamiaru robić krzywdy sobie ani dla psiaka. Mamy być szczęśliwymi kompanami do końca jej dni. Jakby tego było mało zaczęła atakować moje dłonie. Mimo, że jej nie drażniłam, nie bawiłam się dłońmi w żaden sposób, nie zaczepiałam. Cały czas ją stymulowałam zabawkami nawet wtedy kiedy gryzła jakieś przedmioty w domu. Mimo to i tak rzucała się wciąż do dłoni. Całe szczęście głównie podczas zabaw. Rzadko kiedy w innych sytuacjach. Wiedziałam, że czas zacząć działać, bo choćby nie wiem jak była piękna i urocza jak będę chciała akupunktury to sobie na nią pójdę, ale z wyboru :)

CZY WAM SIĘ WYDAJE, ŻE TE WSZYSTKIE SMACZKI I GRYZACZKI MI WYSTARCZĄ? MACIE RACJE WYDAJE WAM SIĘ, JUTRO PLANUJE WAM TO UDOWODNIĆ ;) 

W przypadku dłoni na początku zaczęłam od chowania ich zakładając ręce na siebie. Pomogło kilka razy, ale później ewidentnie jej się to podobało i nakręcało do dalszej "zabawy". Później postanowiłam zmienić taktykę i stosowałam izolację, czyli w momencie kiedy pies gryzie odchodzimy, odwracamy się od psa i kończymy zabawę póki się nie uspokoi. Pomagało dopóty, dopóki Tori nie zaczęła gryźć mi stóp. O czym więcej napiszę później. Słowa "ałć", "zostaw", "boli","puść" nie robiły na niej wrażenia. Chyba mam mało stanowczy ton głosu, a może Tori jest wysoce odporna na tego rodzaju komendy. Troszkę było lepiej nie ukrywam, ale to nadal było nie to. Czułam, że ona nie do końca kuma i że izolacja, która była najlepszym z dotąd wypróbowanych sposobów - to za mało. I znalazłam fajne ćwiczenie. W jednej dłoni trzymam jedzenie i tę dłoń otwieram i zamykam przed nią tak aby widziała co w niej mam, ale zarazem nie mogła się dostać do smakołyków. W drugiej mamy przysmak, który będzie nagrodą za dobre sprawowanie. Każdy moment w którym psiak rezygnuje z gryzienia i dokopania się boleśnie do przysmaków nagradzamy przysmakiem z drugiej ręki. Niech to trwa nawet sekundę, ale psiak w końcu załapie, że kiedy zostawiam i nie gryzę Pani ręki dostaje super nagrodę. I tak zmieniałam ręce żeby nie daj Bóg ! nie pomyślała sobie,  że lewą zostawię, ale prawą skonsumuję z podwójną przyjemnością. Było super, ale to ćwiczenie bardziej pomogło nam w wyeliminowaniu gryzienia podczas innych czynności takich jak np. witanie. Jak już była zabawa to Tori się zapominała i CHAP za paluchy. Aż w końcu zauważyłam, że w momencie kiedy raz na 156 prośbę posłucha i zostawi moją rękę to wtedy siada i "kontempluje". Więc wpadłam na pomysł, że skoro tak... koleżanko to ja Ci będę kazała siadać jak będziesz mnie gryzła :) Koniec końców problem jest na razie rozwiązany na tyle, że psiak ma prawo ugryźć raz, drugi, bo tego nie uniknę, ale nie szarpie się już z moimi rękami jak ze szmacianą lalką. Czasami wystarczy nawet schowanie dłoni i odwrócenie się od niej na chwilę na siedząco. Już nie muszę stosować izolacji i wychodzenia z pomieszczenia. Jak już to bardzo rzadko. Uważam nie skromnie, że to mój mały sukces, po 4 dniach w domku psiak sobie siada bez przysmaku, z pozycji leżącej, w momencie ogromnej euforii, przy witaniu, przy zabawach. Przekierowałam ją na inny wygodniejszy dla mnie tor i umocniłam w niej coś, co sama mi podsunęła. Dlatego kochani obserwujmy swoje psiaki i poświęcajmy im jak najwięcej czasu w szczególności kiedy są malcami.

CZY TE OCZY MOGĄ KŁAMAĆ?

Co do stóp, hmmm stopy to była moja największa zmora. Kiedy już prawie się poddałam i myślałam, że problem leży we mnie. Wypróbowałam izolację, "ałć", "nie można" itd. oraz piszczenie szczeniaka (w momencie kiedy piesek gryzie piszczymy głośno jak bracia i siostry z którymi się wychowuje), znalazłam na Internecie mądry artykuł. O tym, co w naszym ubiorze może kusić małego psiaka do szczególnej i nadmiernej ekscytacji oraz gryzienia nas. Otóż okazało się, że to nie we mnie jest problem tylko w moich klapkach z misiem, a że trafiało przy okazji na mój duży palec i to dość często... no cóż. Przypadki lubią chodzić parami. Tak, więc ku ogromnemu zdziwieniu panny Torianny zmieniłam kapcie na klapki i problem znikł jak ręka odjął. Dzięki Ci Internecie za ocalenie moich palców ! Kamień z serca, a raczej zęby z Jakuba :P 

Oczywiście jestem świadoma, że to nie koniec prób, ćwiczeń i nauki posłuszeństwa. Na pewno pojawi się jeszcze nie jeden post na temat gryzienia, ale jak na razie pozdrawiam ciepło wszystkich psiarzy. Do następnego ! :) 

Klaudia

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka