wtorek, 28 stycznia 2020

SOCJALIZACJA CZY KWARANTANNA

Dawno mnie tu nie było. Od razu śpieszę z informacją, że nadal żyjemy. Oboje. Nasz pies "morderca" jeszcze nie wyrósł, więc na razie nie ma na nas smaka ;) (taka mała ironia, którą zrozumieją tylko osoby czytające post  Absurdy i "złote rady" - historie z życia wzięte)Mnóstwo zawirowań podczas ostatnich miesięcy sprawiło, że musiałam zrezygnować chwilowo z prowadzenia bloga, ale jak to mówią nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pomysłów na posty mam tyle, że bez problemu nadrobię stracony czas.  

Dzisiaj poruszymy jeden z ważniejszych tematów dotyczących posiadania szczeniaka. Tę decyzję musicie podjąć zanim weźmiecie psa w posiadanie, ponieważ mimo iż kwarantanna wydaje się trwać wieczność to socjalizacja umknie Wam nawet nie wiadomo kiedy. Zanim się obejrzycie będzie już mówiąc kolokwialnie po ptokach. 

W tym poście dowiedzie się: 

CO TO JEST SOCJALIZACJA?
CO TO JEST KWARANTANNA?
NA CO SIĘ ZDECYDOWALIŚMY? 
CZY TERAZ POSTĄPILIBYŚMY TAK SAMO?



CO TO JEST SOCJALIZACJA


Są dwa etapy socjalizacji. Jeden trwa w momencie kiedy szczeniak spędza czas ze swoją mamą i rodzeństwem. Drugi w momencie kiedy pojawia się w naszym domu i zaczyna obcować z człowiekiem, opiekunem i otaczającym go światem. O ile na pierwszy etap socjalizacji nie mamy zwykle w ogóle wpływu, o tyle na szczęście w drugim wszystko od nas zależy czy pokażemy dla naszego psiaka, że świat wcale nie jest straszny i nie ma czego się bać. Należy też wiedzieć, że pierwszy etap socjalizacji szczeniaka nie może skończyć się wcześniej niż do 7-8 tygodnia życia (tu źródła podają bardzo różne informacje, według niektórych 7 tygodni to za krótko) nasza Tori została zabrana od matki właśnie w wieku 7 tygodni. Mając nadzieję,  że szczeniak odpowiednio przeszedł etap pierwszy, w etapie drugim staramy się z całych sił, aby szczeniak kojarzył nas w domu pozytywnie. W pierwsze dni w nowym miejscu nie podnośmy na malca głosu, nie używajmy kar cielesnych. Owszem nie można psiakowi na wszystko pozwalać, ale są na to inne sposoby niż agresja. Psiak musi poznać wszystkie pomieszczenia, w których będzie mógł przebywać też jako dorosły pies. Najlepiej żeby robił to sam, zbierając się powolutku na odwagę, żeby zajrzeć w każdy kąt. Jeden szczeniak zrobi to szybciej, drugi będzie się ociągał. Możemy pokazać psiakowi zabawki, ale też nie nachalnie. Niech wszystko dzieje się powoli, małymi kroczkami. Niech szczeniak nie czuje się osaczony. Z reguły jesteśmy tak zauroczeni malcem, że chcemy poświęcić mu jak najwięcej uwagi, a  później jak się nauczy sam o nią nachalnie zabiegać to już nam się to nie podoba. Do 12 tygodnia życia psiak musi skojarzyć jak najwięcej pozytywnych bodźców, ponieważ właśnie wtedy przechodzi najważniejszy etap w swoim życiu, który ukształtuje go na przyszłość. Ponieważ w ciągu tych tygodni szczenie uczy się odporności na stres i radzenia sobie z nim. Nabywa umiejętności jak radzić sobie z lękiem. Tak, więc w tym momencie rolą właściciela jest pokazać psiakowi mnóstwo miejsc, ludzi, innych psów, sytuacji, które skojarzą się wyłącznie pozytywnie i tutaj UWAGA ! jeżeli spotkanie z psem okaże się nie być pozytywne psu może pozostać uraz do końca życia ! Sytuacji, w które możemy, a nawet musimy wprowadzić psiaka jest mnóstwo, a mianowicie:
- spacery obok ruchliwej ulicy i przystanku zapełnionego ludźmi
- zaproszenie do siebie sporej ilości ludzi oczywiście pozytywnie do psiaka nastawionych
- kontakt z dziećmi
-przejście się obok kogoś kto kosi trawę, obok jadącego traktoru lub innej maszyny wydającej "dziwny" i głośny dla psa dźwięk
- spotkanie z pozytywnie nastawionymi psami 
- wizyta u weterynarza, którą psiak skojarzy pozytywnie
- przejażdżka autobusem
- przejażdżka samochodem
Tu uczulam na to, że w socjalizacji nie chodzi o to, aby psa wprowadzić w daną sytuację tylko i wyłącznie, tu chodzi przede wszystkim o to, aby skojarzyć ją pozytywnie. Ludzie są fajni, więc nie należy się ich bać, gryźć, ani reagować agresją na machnięcie ręką. Pieski są spoko, można się z nimi pobawić, popodgryzać, poturlać, nie należy ich kojarzyć z czymś, co jest dla nas zagrożeniem. Weterynarz to fajny pan, który zawsze da mi jakiegoś fajnego smaka, a wiadomo, że z cudzej ręki lepiej smakuje. Pan, który kosi trawę i jeździ na tej dziwnej warczącej maszynie nie napuści jej na mnie, żeby skosiła moje łapki i tak dalej i tak dalej :) Próbuję wytłumaczyć bardzo łopatologicznie temat, ponieważ nie znając się na psiej psychice możecie opatrznie zrozumieć temat, a pamiętajcie, że etap socjalizacji jest jeden. To czas bezpowrotny. Od nas jedynie zależy czy przygotujemy psiaka na to żeby czuł się dobrze w każdej sytuacji. Bo jeśli on się będzie czuł dobrze to właściciel tym bardziej. Nie ma nic lepszego niż możliwość obcowania z psiakiem i zabierania go ze sobą wszędzie. Natomiast nie ma nic gorszego niż zostawianie psa samego na długie godziny w domu, bo nie można go nigdzie ze sobą zabrać. Nie zapominając o męczarni, jaką jest dla psa bycie wciąż zestresowanym z każdego powodu. 

CO TO JEST KWARANTANNA


Kwarantanna jest to okres ochronny dla psów w momencie kiedy mają najniższą odporność. Trwa ona wtedy, kiedy szczepimy szczeniaka i kończy się (według mojego weterynarza) po 7 dniach od ostatniego szczepienia. Są też opinie, że po 14. Psiak dostaje małą dawkę choroby do organizmu i w tym momencie jest najbardziej podatny na wirusy i choroby. Należy wiedzieć, że wirusy przenoszą się przez odchody, mocz, ślinę, ale także możemy je przynieść na butach, czy nawet na ubraniach mając przypadkowy kontakt z zarażonym psem. Na podwórku szczenie jest jednak najbardziej narażone. U nas szczepienia zakończyły się na tydzień ul około dwa tygodnie przed ukończeniem czasu socjalizacji. Już dokładnie nie pamiętam. Wiem tylko jedno - czasu na socjalizację było bardzo, bardzo niewiele.


JAK TO U NAS WYGLĄDAŁO - NA CO SIĘ ZDECYDOWALIŚMY ?


U nas było tak, że psiak nie przeszedł w 100% takiej kwarantanny jak powinien. I już spieszę z wytłumaczeniem dlaczego. Po pierwsze zależało mi na tym, żebym mogła zabierać swojego psa wszędzie, gdzie tylko się da. Po drugie kiedy zobaczyłam Tori pierwszy raz - zauważyłam, że jest charakternym psiakiem. Sytuacja wyglądała tak, że podczas wizyty i zapoznania z psiakami widziałam jak podeszła do niej suczka, zaczepiła ją delikatnie, a Tori odwróciła się, złapała sunie za kark i szybko sprowadziła siostrę do pionu. Suczka z piskiem odwróciła się i uciekła, a Tori dalej niewzruszona węszyła sobie w trawie... Tak więc stwierdziłam, że może być psem dominującym i mogą być z nią problemy w kontaktach z innymi psami, a tego bardzo nie chciałam. Nie każdy APBT lubi inne psy. Powinniśmy wiedzieć, że to one były hodowane do walk, a nie Amstaffy. No więc jak wcześniej wspomniałam to mi "siadło" na głowę i stwierdziłam, że stawiam na socjalizacje z psami. Z obawy, że kiedy będzie warzyć 40 kg i przestanie być słodkim szczeniaczkiem, którego zawsze można wziąć pod pachę i zabrać do domu w podbramkowej sytuacji, może nie być już tak kolorowo. Oczywiście wiem, że mogły siedzieć w mojej głowie jakieś stereotypy, nie jestem hodowcą, nie umiem ocenić po szczeniaku jaki ma temperament, ale co do temperamentu Tori widząc ją dziś - nie myliłam się. Oczywiście nie chodzi o psy tylko o fakt, że jest to suka charakterna i "pyskata". Biorąc ją do domu wiedzieliśmy, że miała już za sobą pierwsze szczepienia i aktualnie jest już w okresie kwarantanny. Po kolejnym ( 2 już szczepieniu ) nie wychodziła z domu nawet na rękach, ponieważ lał tak siarczysty deszcz, że obawiałam się o jej zdrowie. Później jak już pogoda się trochę polepszyła zabrałam ją na przejażdżkę samochodem. Innego dnia wyszłam z nią na krótki spacer na rękach, ale bardzo mocno się trzęsła. Od początku branie na ręce ją stresowało i tak zostało do dzisiaj. Po prostu tego nie lubi, a może była za często podnoszona wcześniej. Tego się nie dowiem. Przed ostatnią szczepionką kilka razy była już na 10 minut na podwórku i umawialiśmy się ze znajomymi z osiedla którzy maja psy - na zapoznanie. Oczywiście dowiadywaliśmy się wcześniej czy dany psiak lubi szczeniaki i czy jest zdrowy. Pamiętam, że byłam tak zestresowana okresem kwarantanny i tym, czy psiakowi się nic nie stanie przez mój upór dotyczący socjalizacji, że nie mogłam spać po nocach. Marzyłam tylko o tym żeby ten czas szczepień jak najszybciej się skończył. Najważniejsze były dla mnie kontakty z psami i ludźmi. W domu puszczałam jej z telefonu lub komputera różne dziwne odgłosy, a resztę nadrabialiśmy już po skończonej kwarantannie. Minusem okresu szczepień też jest to, że psiak od początku załatwia nam się w domu, a później już nie uczymy psa załatwiać się na spacerze tylko oduczamy załatwiania w domu. A wiadomo, że uczenie jest o wiele łatwiejsze niż oduczanie. Tak więc przeszliśmy kwarantanne, ale na pewno nie książkowo. I nie żałuję ponieważ Tori nie boi się niczego. Wszytko ją ciekawi aż nadto. Wszędzie wepchnie swój "zapyziały" nochal i chociaż bywa to uciążliwie czasami to zdecydowanie bardziej wolę psiaka takiego, niż by miał mi się bać i uciekać w rożnych niepożądanych sytuacjach.

CZY NASTĘPNYM RAZEM ZDECYDOWAŁABYM SIĘ CAŁKOWICIE ODPUŚCIĆ OKRES KWARANTANNY?


Wiecie co ? nie, jeżeli bym brała psa w tym samym okresie co Tori czyli na jesień lub zimę. Tak, jeżeli byłoby to lato lub wiosna, ale też nie szarżowałabym nie wiadomo jak tylko krótkie 5 minutowe wyjścia na siku i kupę żeby psa szybciej nauczyć toalety na podwórku. Dlaczego? A to dlatego, że po szczepieniach chyba jakiś miesiąc czy półtorej Tori zachorowała mocno na gardło. Weterynarz stwierdził kaszel kennelowy, na który nomen omen była zaszczepiona..  Wydaliśmy w 2 tygodnie ok 200 zl na leczenie, zastrzyki, tabletki na odporność i syropki. Panował  u nas wirus w  Białymstoku. Mnóstwo psów chorowało, u niektórych tak, jak u Tori objawiało się to kaszlem. U innych wymiotami i biegunką z krwią. Najgorzej wirus przechodziły starsze psiaki. Mojej koleżanki suczka musiała być niesiona do weterynarza na rękach, bo nie mogła iść o własnych siłach. Weterynarz stwierdził tylko że " to normalne o tej porze roku". Narzuciło się tylko jedno pytanie. Jeżeli to normalne to po co były te szczepienia ? ;) Z drugiej strony nas też szczepią, a mimo wszystko chorujemy. Tak, więc z obawy o zdrowie szczeniaka nie zrezygnowałabym całkowicie z kwarantanny w  okresie jesiennym. Tori doszła do siebie w 3 tygodnie, była po szczepieniach, mimo to potrzebowała zastrzyków i lekarstw. Nie wiem, co by się stało gdyby szczeniak zachorował w trakcie szczepień. 

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Ile kosztuje wyżywienie 3,5 miesięcznego pitbulla karmą gotowaną?

Często ludzie się zastanawiają przed wzięciem do domu psa, czy będzie ich stać na jego utrzymanie. I całe szczęście, że się zastanawiają, bo z psem wiąże się sporo kosztów. Musimy wziąć pod uwagę wyprawkę dla psa, zabawki, do których dostęp musi mieć całe życie, wyżywienie, szczepienia, opiekę weterynaryjną, nagrody. Jakiś czas temu dodałam posta  Żywienie i suplementacja szczeniaka, w którym opisałam jak i czym karmimy Tori, a dziś napiszę ile kosztuje nas jej miesięczne wyżywienie. 

CO TA BABA ZNOWU DO MNIE GADA?

Jak już wcześniej pisałam karmimy psa głównie gotowanym jedzeniem. Karmę traktowaliśmy jako przysmaki lub od czasu do czasu dodawaliśmy trochę do posiłków. Wcześniej jadła karmę Brit Puppy z łosiem i zajadała ją chętnie. Natomiast w momencie, kiedy zmieniliśmy jej na Brit Junior też z łososiem zaczęła mocno wybrzydzać i rzadko kiedy zje więcej niż kilka kulek. Podrzuca sobie tą karmę, biega za nią, ale zjada niechętnie.  Nie przekonuje się nawet, kiedy ją trochę przegłodzimy. Nie wiem co jest  tego przyczyną. Niestety nie przewidzieliśmy tego i kupiliśmy 3 kg, z których musimy teraz zejść, a w takim tempie potrwa to pewnie jeszcze z 2 ms. Tak więc liczmy, że Tori zjada 1 kg karmy miesięcznie. Dostaje 4 lub 5 wypełnionych bo brzegi misek dziennie. Wcześniej dostawała 4 niepełne, ale wystrzeliła nam mocno jeżeli chodzi o wzrost w ciągu półtora miesiąca i widzieliśmy faktycznie, że pies jest głodny. Więc tak naprawdę miesiące, w których psiak się najszybciej rozwija trochę osłabiają nasz portfel, ale u nas jest tak, że wszystko dzielimy na dwoje i jest o wiele łatwiej niż bym miała utrzymywać psa sama. 

Jak na razie ( bo pewnie to się jeszcze zmieni) Tori zjada:

- 1 kg karmy - ok.18 zł 
- 15 kg mięsa mielonego z wieprzowiny - ok. 210 zł
- 5 opakowań ryżu - ok 12 zł
- 7 kg marchewki - z uwagi, że ceny były różne liczmy, że w przybliżeniu zapłaciłam za nią 28 zł

suma:  268 zł 

Jest to koszt wyżywienia psa w Białymstoku, do którego nie wliczam przysmaków, ani suplementacji, ponieważ jest to kwestia bardzo indywidualna. Ceny podałam w przybliżeniu, ponieważ koszt marchewki i mięsa mielonego jest bardzo ruchomy. Jak na razie Tori czuje się dobrze, nie ma biegunek, zatwardzeń, wymiotów ani żadnych innych niepojących objawów. Myślę, że za kilka miesięcy zrobimy jej wyniki krwi żeby sprawdzić czy takie karmienie odpowiada jej organizmowi czy nie. 

NIE MAM POJĘCIA, CZY TO TEN PIES JEST JUŻ TAKI DUŻY, CZY TO KANAPA JEST TAKA MAŁA ? ;)


Czy jest to duża kwota, czy mała każdy powinien ocenić sam. Weźmy też pod uwagę masę psa i wzrost docelowy. Tori aktualnie waży 14 kg, nie jest ani za gruba, ani za chuda. Jest mocnym i silnym szczeniakiem, a to dopiero początki. Całe szczęście kiedy psiak już przestanie rosnąć i rozwijać się fizycznie na pewno będzie potrzebować mniej. Tak więc koszta pewnie się zmniejszą. Ważne jest to, żeby ocenić czy naprawdę będzie nas stać na zdrowe karmienie psiaka. Nie sztuką jest kupić puszkę karmy lub zwykłą suchą karmę o nie wiadomym składzie żeby oszczędzić. Z doświadczenia wiem, że takie oszczędzanie obraca się w drugą stronę, ponieważ drugie tyle, a może i nawet więcej musimy wydać na weterynarza, ponieważ źle karmiony pies nam choruje. 

środa, 13 listopada 2019

Absurdy i "złote rady" - historie z życia wzięte

Pamiętam jak przed zakupem APBT ostrzegałam Piotrka żeby się przygotował na to, że na pewno z każdej strony będziemy słuchali porad "znawców" rasy, ostrzeżeń, zapytań dlaczego zdecydowaliśmy się na tak groźnego psa. Przygotowywałam go również na to, że często będziemy dyskryminowani z powodu posiadania psa "mordercy". Mimo, że byłam na to przygotowana i w pewnym stopniu pogodzona z tym stanem rzeczy nie zmienia to faktu, że często najprościej w świecie mnie to irytuje. Podejrzewam, że nie tylko w przypadku tej rasy właściciele spotykają się z "doradcami" - jak żyć, jak szkolić, jak spacerować. Mnie to spotkało pierwszy raz. Mimo, że miałam dość nieposłusznego i niesfornego na spacerach Spaniela, nigdy nie spotkałam się z takimi nieprzyjemnościami jak w przypadku Tori.   


 "Złote rady"

Pewnego spaceru spotkaliśmy mężczyznę, który zaczepił nas i zalał falą epitetów typu: " o Boże jaki piękny piesek", "o Boże jaka ona słodka", "miałem taką samą, za parę miesięcy już nie będzie taka słodka". Przywitał się z psem i skierował w naszym kierunku radę, wręcz brzmiącą jak polecenie: "idźcie z nią do pana .... on robi zajebistą robotę z psami ! bo jak zacznie was gryźć to wtedy zobaczycie". Odpowiadam na to ze spokojem (wtedy jeszcze cechowała mnie większa cierpliwość, ponieważ to były dopiero początki "złotych rad"), "ona jest malutka to normalne, że gryzie". Na to Pan wyraźnie przejęty naszym losem na odchodne jeszcze raz krzyknął: "idźcie do Krzyśka, bo zobaczycie co to dopiero będzie jak wyrośnie, skoro ona już Was gryzie może być za późno! ". Dla dociekliwych ciekawostka: Tori miała 2 miesiące kiedy okazało się, że już jest za późno na jakiekolwiek szkolenie.  Oczywiście skwitowałam to spotkanie soczystym komentarzem w kierunku mojego Piotrka i jeszcze z żartem stwierdziłam, że chyba czas założyć notatnik ze "złotymi poradami" przechodniów.


Tori nie skończyła jeszcze kwarantanny, ale zabieramy ją na chwilkę na podwórko żeby zobaczyła trochę świata.. podchodzą do nas ludzie z przygotowanymi jak zawsze uroczymi i słodko powtarzającymi się za każdym razem, opakowanymi w pięknie i uśmiechnięte buzie komplementami typu:  "o jaki słodki szczeniak...." wiecie już na pewno o jakie mi chodzi :) i nagle eureka ... ten pies jest łudząco podobny do ... "yyy przepraszam czy to mały Pit Bull?". Odpowiadam "tak, Amerykański", bo wiem, że dla niektórych Pit Bull to Pit Bull, więc staram się uświadamiać różnicę, na co słyszę " o Boże niech ona nie rośnie ! to będzie agresywny pies!". Mój wyraz twarzy musi mówić wszystko, ale wyciągam ze swoich strun najmilsze tony jakie mam w zasobach (gdyż wiem, że z mego uśmiechu wyjdzie tylko co najwyżej grymas) i pytam: "ale dlaczego ma być agresywna?". W odpowiedzi dostaje najczęściej ciszę, ponieważ ludzie nawet nie umieją uargumentować swojej tezy i poprzeć jej jakimiś konkretnymi faktami. Zawracam się wtedy najczęściej i dla ujścia swoich emocji pozwalam sobie wtedy na krótki wywiad z Tori kogo zje najpierw. Piotrka, czy mnie, a może nie zje nas od razu tylko po troszku zacznie od stóp, a może rąk ... na tym skończę.


Tori przeszła kwarantannę. Nareszcie możemy uczyć psa czystości. Idzie nam różnie, raz lepiej, raz gorzej. Z 7-8 kup dziennie sprzątamy 2 do 3 lub nawet żadnej, więc to jest jakiś sukces jak na pierwszy tydzień ... o nie nie to nie jest żaden sukces. Piotrek szybko zostaje ściągnięty na ziemie na spacerze. "Jak to szczeniak 2,5 miesiąca jeszcze Wam robi kupę w domu ? Wsadź nos w odchody, skrzycz to przestanie albo daj klapsa". I coraz bardziej rozpowszechniający się tekst niczym biedronki azjatyckie: "nie możesz sobie pozwalać" ... Stara metoda jak świat, której nie polecam. Może powodować tylko i wyłącznie szkody, żadnego pożytku.


Dowiaduje się od Piotrka, że coraz więcej osób martwi się naszym losem. Co z nami będzie, czy przeżyjemy, jak poradzimy sobie sami ze szkoleniem psa "mordercy". Pewnego dnia Pan dowiedział się, że Tori zaczęła jeść na podwórku kamienie i inne niepożądane rzeczy, a po dwóch dniach pyta czy już udało się psa tego oduczyć. Nie udało się ? oooo nie uwaga, zbliża się mój ulubiony tekst, dostaje skrzydeł i zadomawia się już w mojej głowie ... "nie możecie sobie na to pozwalać, żeby pies Was nie słuchał, żeby pies Wam wszedł na głowę...". Ostatnio nawet mi się śniło, że Tori mi weszła na głowę... Chyba tak często to słyszę, że zaczynam o tym śnić. Ale wróćmy już do meritum. Tak więc Pan tym razem w obawie nie tylko o nasze głowy ( nie jest łatwo na niej unieść 30 kg żywego, ruchliwego psa)... ale również w obawie o Tori zdrowie dał Piotrkowi cenną radę "uderz ją w pysk jak będzie coś brała do buzi, niech wie, że źle robi - o tak..." i w tym samym momencie uderzył swojego psa w pysk, w roli pokazowej mimo, że pies niczego złego nie zrobił, ale został poświęcony w dobrej wierze dla prezentacji, że to nic złego. Już widzę jak Tori wypluwa kamień, bo uderzyłam ją właśnie w pysk, żeby pokazać jej, że źle robi. 

Absurdalne zachowania ludzi wobec obcych psów

Odkąd zaczęliśmy wychodzić z psem regularnie na spacer, nie tylko uczymy ją czystości, ale również utrwalamy komendy, których nauczyła się w domu. Takie jak reagowanie na imię, "chodź do mnie", "waruj", "siad", "daj łapę". Ze względu na zjadanie śmieci i kamieni trochę wcześniej niż planowałam zaczęłam ją uczyć komendy "zostaw", co miałam nadzieję również przyda nam się w przypadku kiedy zaczepia ludzi. Niestety każda porażka wzmacnia zachowania niepożądane i w szkoleniu musimy wracać do punktu wyjścia. Jeżeli chodzi o zostawianie w spokoju ludzi na pewno poszło by nam łatwiej gdyby nie ludzie. Przytoczę w tym momencie kolejną sytuację. Wracamy z Piotrkiem już ze spaceru. Jesteśmy kilka kroków od klatki. Psa prowadzę ja. Zatrzymałam się na chwilę na trawie i czegoś szukałam w kieszeniach, czy w torebce. W tym samym momencie Tori zauważyła dwie panie idące chodnikiem i jak to ma zwykle w zwyczaju siada oczekując na moment kiedy będzie mogła podbiec. Tak, więc jako że ręce miałam zajęte i nie mogłam szybko zareagować by skrócić jej smycz, przydeptałam ją w porę i wydałam komendę "zostaw". Panie widziały i słyszały moją reakcję, która była jednoznaczna z tym, że nie życzę sobie podchodzenia do psa. Jak się domyślacie  jedna z Pań weszła na tę trawę i zaczęła głaskać Tori. Na co druga Pani zwraca jej uwagę mówiąc, że powinna najpierw spytać właścicieli  czy może podejść do psa. Urocza Pani stwierdziła, że "jeżeli piesek się sam łasi to znaczy, że może podejść".    


Do napisania tego posta zmusiła mnie sytuacja, która nie daje mi spokoju do dzisiaj. Coś tak absurdalnego, że nie mieści się w głowie. Wczoraj wieczorem staliśmy z dwójką znajomych z osiedla. Jeden z nich bawił się z Tori w sposób, który zauważyłam bardzo często jest praktykowany wśród ludzi czyli zaczepianie pyska rękoma. Coś, co od razu podjudza szczeniaka do gryzienia. Tak, więc Tori zachęcona zabawą zaczęła tej osobie gryźć ręce. Wytłumaczyłam, że dzieje się tak dlatego, że przed chwilą sam ją do tego zachęcił. Dodam, że Tori nie gryzła mnie, Piotrka ani drugiego kolegi. Raz, drugi, trzeci wyciągnął do niej ręce i reakcja za każdym razem była taka sama. Pokazał jej, że może gryźć jego ręce tak, więc Tori skorzystała na tym. W pewnym momencie dał jej klapsa i uderzył ją w pysk. Nie było to mocno, ale ostro zwróciłam mu uwagę, że nie ma prawa tak się zachowywać wobec mego psa. Zrobił to drugi raz twierdząc, że pies ma słuchać właściciela i nie może nam wejść na głowę. Od razu zabrałam od niego psa, odeszłam w innym kierunku i zaczął się wywód: "miałaś kiedyś psa? aha miałaś, jakoś nie widać, bo w ogóle się na psach nie znasz. Zobacz nawet Cię nie słucha". Owszem zaczęła kopać w piachu i nie posłuchała mnie jak powiedziałam "chodź", ale to nie ma nic do rzeczy. Zostałam w tym momencie zwyzywana tylko dlatego, że stanęłam w obronie swojego psa i twardo dałam do zrozumienia kto jest jej właścicielem i gdzie jest miejsce tego człowieka. Tori całe szczęście nie zwróciła uwagi na tego klapsa, uderzenie w pysk sprawiło chyba, że ugryzła go nawet mocniej, nie pamiętam. Nie ukrywam, że byłam bardzo mocno zdenerwowana całym tym zajściem i trzyma mnie to do dzisiaj. Nie rozumiem takiego zachowania ludzi, którzy wyciągają ręce do tego, co nie jest ich.


Jestem świadoma, że to nie koniec nie miłych sytuacji. Historia się pewnie zacznie kiedy Tori już będzie większa tylko wtedy dla odmiany będziemy słyszeć na każdym kroku "proszę zabrać tego groźnego psa"... mimo, że teraz sami ją zachęcają do podchodzenia, bo jest szczeniakiem. Tak wiem, potrzebuje uzbroić się w więcej cierpliwości :) miałam ją dopóki nie zdarzyła się sytuacja z wczoraj. Wiedziałam, że ta rasa budzi skrajne emocje, ale nigdy nie pozwolę na to by ktokolwiek robił krzywdę mojemu psu. Szczerze mówiąc już nie mogę się doczekać kiedy mała urośnie i będzie budziła respekt. Przede wszystkim dlatego, że w końcu ludzie na spacerach dadzą mi w spokoju szkolić mego psa. 

Żeby nie skupiać się tylko na tym, co negatywne spotykamy również mnóstwo bardzo kulturalnych ludzi, którzy pytają czy mogą podejść, pogłaskać, czy mogą podejść z psem lub z dzieckiem. Zwykle są to ludzie, którzy znają się na psiakach i można z nimi inteligentnie porozmawiać na temat czworonogów. Z którymi można miło się pożegnać, życzyć sobie dobrego dnia i pójść w swoją stronę. 

Ja również życzę Wam miłego dnia :) a właścicielom psiaków dużo, dużo cierpliwości nie tylko do swoich czworonogów, ale przede wszystkim do ludzi, którzy zawsze wiedzą jak doradzić i co zrobić żeby żyło nam się lepiej ;) 





Pozdrawiamy ciepło z Toriśką, która jak zawsze kiedy piszę posta słodko się wyleguje na rozwalonym łóżku, bo przecież najprzyjemniej jest wtedy, kiedy jest bałagan i nieład w koło :)



 

czwartek, 7 listopada 2019

Żywienie i suplementacja szczeniaka

Szczerze powiem, że nie jestem wcale mądra w tym temacie. Myślałam, że Internet pomoże mi w decyzji czym karmić zdrowo psa, ale im bardziej się w to zagłębiam, tym bardziej głupieje. A miałam być mądrzejsza... Pełno jest bardzo sprzecznych informacji co pies może zjeść, a co jest dla niego trujące, bądź szkodliwe. Na jednym portalu piszą jedno, na drugim znowu co innego. Często zalecana jest konsultacja z weterynarzem w tej kwestii, ale co wet to inna opinia także można naprawdę dostać wodogłowia w tym temacie i bardzo ciężko jest podjąć właściwą decyzję. Dodatkowo szczeniakowi nie można co chwila zmieniać pożywienia, ponieważ może to bardzo źle wpłynąć na jego żołądek. Także to również nie ułatwia nam sprawy.  Mimo wszystko dokopałam się do wielu przydatnych informacji, z których wyciągnęłam wnioski i podjęłam w końcu decyzję. Czy dobrą? To się okaże w przyszłości. Musiałam sobie odpowiedzieć na kilka ważnych pytań: 
  • czym najłatwiej będzie mi karmić psa (dostępność produktów, czas przygotowania itd.)
  • czym będę go karmić podczas wyjazdów i różnych podróży
  • sucha karma czy mokra
  • gotowanie na własną rękę, a może BARF
  • co z przysmakami i nagrodami za dobre zachowanie 

SUCHA KARMA CZY MOKRA? 


Kiedyś miałam psa rasy Cocker Spaniel Angielski. Wiedząc jak wiele błędów popełniłam wraz z mamą jeżeli chodziło o żywienie psiaka, nie chciałam by to się powtórzyło drugi raz. Zależało mi na tym żeby Tori miała zdrowy brzuszek i była szczęśliwym psiakiem. Kiedy miałam pierwszego psa nie było tak wiele dostępnych informacji na temat karm. Nie umiałam też czytać składów. Podejrzewam, że po dziś dzień wielu właścicieli tak ma, że nie zagłębia się za bardzo w to, czym karmi psa. Nasz pieseł miał ogromne problemy z żołądkiem i nie trawił prawie niczego. Próbowałyśmy wielu rozwiązań, ale zwykle kończyło się to biegunką lub zatwardzeniem. Dziś na szczęście jestem już bardziej świadoma w tym temacie i rozumiem dlaczego tak się działo. Jeżeli chodzi o mokrą karmę wiedziałam od razu, że będę ją omijać szerokim łukiem. Pamiętam, że Spartan od razu dostawał po niej ostrej, śmierdzącej biegunki. Nie ma co się dziwić, po otwarciu takiej puszki od razu odrzucało. Smród... można sobie tylko wyobrazić jak to jest robione. 

Sucha karma to temat rzeka. Według niektórych istnieją karmy zdrowe, zbilansowane, odpowiednie dla żywienia psiaka. Według innych nie ma czegoś takiego jak zdrowa karma, ponieważ pies nie trawi dobrze tak wysoko przetworzonego granulatu. Hm... i weź tu bądź mądry. Dowiedziałam się jednak rzeczy, której nie wiedziałam wcześniej, a mianowicie tego, że większość karm, posiada zboża, których psy nie trawią. Tak też dostałam odpowiedź dlaczego mój Spaniel miał zawsze po takiej zwykłej karmie ze sklepu zatwardzenie i nie dał rady zrobić kupy przez kilka dni. Dziś już umiem czytać składy na karmach i zdecydowałam, że Tori będzie dostawać lepszej jakości suchą karmę, ale tylko w postaci nagród. Przynajmniej jak na razie. 

Czy widzę jakieś plusy w karmieniu suchą lub mokrą karmą? 

Mokrej tak jak już wyżej wspomniałam kompletnie nie ufam i nie mam zamiaru próbować podawać jej psu. Natomiast karmienie psa suchą karmą jest na pewno bardzo łatwe, szybkie i wygodne. Zamawiamy sobie taką karmę przez Internet (zauważyłam, że jest taniej niż w sklepach stacjonarnych, często bywają również promocje). Dostarczają ją nam do domu, więc nie musimy ciągać po schodach 15 kg karmy (o ile taką wielkość kupujemy oczywiście). Zostaje nam tylko wrzucić psiakowi odmierzoną porcję do miski i gotowe. Taka dieta również nie sprawi nam problemu podczas podróży. Wystarczy tylko zapakować ze sobą karmę i nie musimy się martwić tym, że coś wybrudzi lub najprościej w świecie się zepsuje. 

Co z minusami?

Mokra jak już wiecie jest dla mnie sama w sobie minusem ;) jestem po prostu ANTY. Może ktoś mnie zwymyślać, że się nie znam. Może tak być, może na rynku istnieją mokre karmy o świetnym składzie. Może... A jeżeli chodzi o minusy karmienia psa suchą karmą to przede wszystkim to, że nigdy do końca się nie dowiemy z czego tak naprawdę składa się ta karma. Producenci wiedzą jak ukryć niepożądane składniki w składach i łatwo mogą nas oszukać.

 DIETA BARF


BARF („Biologically Appropriate Raw Food”), czyli biologicznie odpowiednia surowa dieta, powstała w odniesieniu do naturalnego pożywienia pierwotnych psów, jako drapieżców i mięsożerców. W tym temacie przeczytałam wiele pozytywnych opinii. Dużo właścicieli wypowiadało się, że po zmianie na tę dietę psiakowi zdecydowanie poprawiło się zdrowie nie tylko fizyczne, ale również zniknęły u nich niektóre problemy wychowawcze. Dlaczego nie wybrałam tej diety? Po pierwsze przez dostępność. Mam osiedle obok sklep, w którym zapewne dostałabym wszystko, czego potrzebuje z dobrego źródła, ale musiałabym tam jeździć, co zajmowałoby mi sporo czasu i potrzebowałabym dużej zamrażarki by to wszystko przechować. W dodatku taka dieta nie uznaje odstępstw. Ponad to nie wyobrażam sobie jak miałabym przewozić takie jedzenie w 30 stopniowym upale podczas 6 godzinnej podróży samochodem i jak miałabym je przechować w miejscu gdzie zazwyczaj dla gości jest mała lodówka na kilka osób. Boję się też trochę kosztów, które musiałabym ponieść przy stosowaniu takiej diety. Ale nie ukrywam, że trochę mnie ona fascynuje chociażby dlatego, że znalazłam o niej mnóstwo pozytywnych opinii. Nie wykluczam, że kiedyś namówię Piotrka by przejść na tę dietę. Czas pokaże. 

GOTOWANIE NA WŁASNĄ RĘKĘ


Jak wszystkie wyżej wymienione metody ma swoje plusy i minusy. Zwolennicy twierdzą, że wychodzi taniej i wiesz co Twój psiak dostaje do jedzenia, więc masz tę świadomość. Przeciwnicy twierdzą, że ludzkim jedzeniem nie zbilansujesz odpowiedniej diety dla psiaka. Taka dieta zwykle składa się z "zapychacza" czyli ryżu, kaszy, makaronu, płatków ryżowych itd., mięsa i jakiegoś warzywa. Niektórzy twierdzą, że składników poninno być 1:1:1. Inni, że mięsa powinno być najwięcej. Jeżeli chodzi o "zapychacz" makaron powoduje tycie u psiaków i podobno problemy z żołądkiem, najlepszy w trawieniu jest ryż. 

CO Z PRZYSMAKAMI, JEŻELI SZCZENIAKOWI NIE MOŻNA PODAWAĆ DUŻEJ ILOŚCI RÓŻNORODNEGO JEDZENIA, A PRZYSMAKI TAK JAK SUCHE KOMERCYJNE KARMY ZAWIERAJĄ OKROPNE SKŁADY?


Tutaj po raz kolejny zgłupiałam. Zanim szczeniak pojawił się w naszym domu zakupiliśmy sporo przysmaków, wiedząc że będą przydatne przy nauce posłuszeństwa. Po czym okazało się, że składają się głównie z dziwnych, podejrzanych składników nie wnoszących nic do diety psiaka i co więcej powodują biegunki... Tak, więc zrezygnowaliśmy z tego typu przysmaków w obawie o zdrowie szczeniaka i postawiliśmy na inną alternatywę. Napiszę o niej niżej. Tori dostała w odwietkach przysmaki imitujące suchą wołowinę i zakochała się w nich totalnie. To mi dało do zrozumienia, że suszone mięso to będzie strzał w 10! jeśli chodzi o nagradzanie. Mam zamiar takie zrobić sama, więc trzymajcie kciuki jak mi się uda ( bo nie jest to łatwe) to na pewno pojawi się o tym wpis.

DOSZLIŚMY DO CELU TAK WIĘC PO KRÓTKIM OPISIE RODZAJÓW KARM I PSICH DIET OPISZĘ NA JAKIE ROZWIĄZANIE SIĘ ZDECYDOWAŁAM  


Tori jak na razie żywi się jedzeniem gotowanym. Składa się ono z ryżu, mięsa mielonego i marchewki. Wcześniej dodawałam również pietruszkę, ale chwilowo została wyeliminowana z diety, ponieważ pojawiły się jej pryszczyki na brzuszku. Tak, więc chcę sprawdzić czy pojawiły się na tle alergicznym czy powodem jest to, że nie ma tam w ogóle sierści. Weterynarz stwierdził, że to może być powodem, ponieważ pieski bez sierści w tych okolicach mają tendencję do wyprysków. Na razie zobaczymy czy wyeliminowanie pietruszki coś zmieni, a jeżeli nie to do niej wrócimy. Jako dodatek do karmy stosuję również olej lniany, dzięki temu ma ładną, błyszczącą i zdrowo wyglądającą sierść. Jako nagrody i przysmaki stosujemy suchą karmę BRIT CARE JUNIOR Łosoś i ziemniaki. Wydaje się mieć niezły skład, a na pewno lepszy niż znane nam wszystkim marki karm dla zwierząt. Przy okazji jej żołądek jest od razu przyzwyczajany do suchej karmy, więc będziemy ją mogli zabrać ze sobą podczas jakiejś podróży jeżeli nie będziemy mieli gdzie przechować gotowanego jedzenia. Z przysmaków o podejrzanym składzie zrezygnowaliśmy. Tak, jak wyżej wspomniałam będę niedługo próbować  jej wysuszyć mięso. Czuje, że zakocha się w tych przysmakach :) Jak na razie wszystko jest ok załatwia się jak trzeba, nie ma wzdęć, biegunek, wymiotów. W 13 tyg. życia warzy 8,5 kg, dajemy jej jeść 4 razy dziennie plus smaki w postaci karmy. Tori miała kilka dni temu robione USG i jak na razie jest w 100% zdrowym psiakiem. 

SUPLEMENTACJA 



Zauważyłam, że wiele osób uważa, że psy gryzą ściany ze złości. Pomijając fakt, że pies nie odczuwa czegoś takiego jak robienie coś komuś po złości jak już to chce na siebie zwrócić uwagę lub broi bo jest mu nudno.. mało kto wie, że pies gryzie ściany, ponieważ brakuje mu w organizmie wapnia. U nas podawanie wapnia zaczęło się w momencie kiedy Tori namiętnie lizała ściany. Odkąd dostaje swoje "cukiereczki" przestała. Zareagowaliśmy wcześniej, ponieważ byłam już nauczona doświadczeniem po moim Spanielu. Wapń kupiłam w zwykłej aptece po ok. 5 zł za 50 kapsułek.

W obawie, że przygotowując samemu jedzenie gotowane nie dostarczamy wszystkich odpowiednich witamin dla psa zakupiliśmy MULTI VIT CANS MIKITY. Jest to karma uzupełniająca dla psów. Według producenta zawiera zestaw witamin, minerałów, makro i mikroelementów oraz aminokwasów egzogennych odpowiednio zbilansowanych pod względem zapotrzebowania organizmu. Wpływa na prawidłowy rozwój i uzupełnia niedobory witaminowo - mineralne. Wskazania: dla suk szczennych i karmiących, reproduktorów, szczeniąt, młodzieży i psów starszych. Cena w sklepie zoologicznych 9,80 zł za 150 tabl.

Od ponad tygodnia mamy straszny problem ze zjadaniem kamieni na podwórku. O ile jeszcze je wymiotuje i wydala poprzez kupę, o tyle gdyby tego nie robiła byłoby to bardzo niebezpieczne dla jej zdrowia. Nie dość, że niszczy to zęby to pochłanianie kamieni czy innych niepożądanych rzeczy na podwórku jest dla psa bardzo niebezpieczne. Weterynarz stwierdził, że z tego wyrośnie. Mimo wszystko jest to bardzo frustrujące. Dlatego też polecił nam RUMEN TABS MIKITY, które mogą, ale nie muszą nam pomóc. Jak na razie stosujemy go dopiero kilka dni i widzę nieznaczną różnicę w zachowaniu. Według producenta są  to materiały paszowe pochodzenia roślinnego, materiały paszowe pochodzenia zwierzęcego i materiały paszowe pochodzenia mineralnego, które mają uzupełnić w żołądku psa to, co uzupełnia sobie poprzez zajadanie śmieci i trawy na podwórku. Cena u weta 10 zł za 100 tabl.

już nie taka mała Toriśka pozdrawia ;)

A wy czym karmicie swoje APBT? 
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka